Z tego co pamiętam w domu zawsze był jakiś, a nawet kilka aparatów fotograficznych. Rodzice uwieczniali różne uroczystości rodzinne, wycieczki itp. Podłapanie od nich bakcyla na fotografię było tylko kwestią czasu. 😉
Moja przygoda z fotografią zaczęła się w III klasie podstawówki.
Dostałem wtedy od rodziców swój pierwszy aparat. Rosyjski, prosty, kliszowiec Vilia.
Fotki robiłem przeważnie na szkolnych wycieczkach. Efekty były różne. Raz zdjęcia wychodziły, trzy razy nie. Jako dzieciak wielu rzeczy nie rozumiałem z tą całą fotografią. Dobory kliszy, ustawienie aparatu, potem wywoływanie itp. itd. Dużo roboty było od pstryknięcia do obejrzenia efektu na kartce.
Gdy byłem starszy zacząłem trochę kumać chemię i lubiłem z tatą w ciemni przesiadywać tworząc odbitki. Później tą robotę oddaliśmy w ręce zakładów fotograficznych. Jeszcze później jakoś zainteresowanie fotografią osłabło na rzecz innych zainteresowań.
W sumie nieświadomie fotografowałem nadal robiąc screenshoty wirtualnych światów, które przemierzałem w grach komputerowych.
Po kilku latach wróciłem do fotografowania dzięki technologii cyfrowej. Szybciej, taniej, wygodniej. Wiedza zdobyta wcześniej przy zabawie w fotografię analogową bardzo pomogła zrozumieć funkcje aparatów cyfrowych. Przysłony, czułości, czasy, korekcje, itp. itd. Śmieszą mnie osoby, które kupują bardzo drogi aparat i nie wykorzystują jego możliwości, robiąc zdjęcia tylko w trybie auto, bo nie mają pojęcia jak działają inne tryby. I po co było tyle kasy wywalać? Nie lepiej było durno-pstryka kupić?
Pierwszy mój cyfrak to maleństwo o nazwie MT411.
Mały i poręczny aparacik. Zabierałem go niemal wszędzie. Po jakimś czasie ukradli go mojej dziewczynie gdy była na wycieczce. Jego brak uświadomił mi, że wkręciłem się w fotografię, że dziwnie się czuję bez aparatu, że brakuje mi go. Kupiłem kolejny.
Tym razem wybór padł na Photon 33.
Po jakimś czasie aparat przestał spełniać moje wymagania. Kilka rzeczy mi w nim brakowało lub przeszkadzało. Głównie niezapamiętywanie ustawień. Po każdym włączeniu aparatu musiałem od nowa wiele rzeczy ustawiać, przebijać się przez całe menu. Zacząłem poszukiwania aparatu spełniającego moje potrzeby na tamtą chwilę. Czytanie recenzji, testów porównawczych, zestawień itp. Wreszcie wybrałem. Sprzęcik nie był tani. Sprzedałem Photona, posprzedawałem różne drobiazgi, wziąłem kredyt i po ośmiu miesiącach ciułania kasy, w sierpniu 2004r wreszcie kupiłem.
Mój trzeci cyfrak to Minolta Dimage A1.
Fajny aparacik. Najważniejsze funkcje na korpusie aparatu, szybko wszystko można ustawić nie tracąc czasu na dłubanie w menu. Niezły zoom i przede wszystkim regulowany RĘCZNIE jak w lustrzance, a nie przyciskiem. Spora matryca, szybki AF, duża pojemność akumulatorka. Wytrzymały, ergonomiczny i dobrze wyważony korpus. Na tamte czasy aparacik jako sprzęt dla amatora to był kosmos.
Tata też się bawi w fotografie, też już kilka aparatów zmienił i przy okazji jednej ze zmian sprzętu, dostałem od niego Konica Minolta Dimage Z3. Czyli już drugi aparat jaki dostałem od taty. 🙂
Nadal mam też tego pierwszego cyfraka MT411, który kupiłem z sentymentu na aledrogo.
Nie traktuję fotografi jako sztuki. Nie mam o tym pojęcia. Dla mnie fotografowanie to po prostu zabawa w reportera, archiwizatora, zbieracza pamiątek.
Pstrykam fotkę, by mieć pamiątkę z odwiedzonych miejsc, z wypadów, z imprez. Chcesz je poznać to zapraszam.
Miłego oglądania.