Jest niedziela, zbliża się północ, siedzę sobie w pracy i skrobię ten tekst. Patrzę się w kartkę i za cholerę nie wiem, co napisać. … Czuję niedosyt po dzisiejszym rajdzie. Chyba chciałem więcej zobaczyć. Szkoda, że nie da się zobaczyć na żywo wszystkich aut na wszystkich odcinkach. Szkoda, że te najciekawsze widoczki mnie dziś ominęły. … Starczy tych smutów. W sumie było zajebiście. 🙂
Ekstra zabawa, super wrażenia wzrokowe, słuchowe i mniej przyjemne węchowe. Duże prędkości jazdy, potworny ryk silników, strzały z tłumików, fantastyczny dźwięk zasysanego powietrza przez turbiny, (turbiny czy sprężarki, nie wiem, nie znam się, ale niektóre bryki miały takie coś na pokładzie i było to słychać i to jak cholernie fajnie TO słychać!), pisk opon, swąd palonej gumy, kurz w nosie, piasek oczach i smród ścieków na jednej z prób. SAMA RADOŚĆ! 🙂 Ekstra. Tak oto w skrócie można opisać wrażenia z dzisiejszego rajdu, tzn. wczorajszego bo już po północy. 🙂
Wiecie co, gdy tak sobie patrzę jak ci kierowcy poginają, co niektórzy to wręcz zapie…ją, to jestem pełen podziwu dla umiejętności i odwagi. Brawo! Ja to bym się bardzo bał. No chyba, że wszystkie płoty, słupy, drzewa i inne przeszkadzajki byłyby papierowe. 🙂
Na rajd wyruszyłem w tym samym składzie, co na poprzedni KJS, plus jeszcze jeden koleś. Całą czwórką około 920 byliśmy na pierwszym odcinku – pole przy dawnej parowozowni. Koledzy zajęli pierwsze miejscówki na największym bunkrze a ja się trochę kręciłem po polu. Ta próba była ustawiona pierwszy raz w tym miejscu. Dziki teren. Dawno nic tu nie jeździło, bo w większości miejsc drogę można było poznać tylko po niższej trawie. Od startu ze 150m po ubitym gruncie, łuk w prawo, niepozorna mała chopa, która jednak mocno wybijała, kawałek prostej i skrzyżowanie. Na nim w prawo i po łuku w lewo, z 250-300m zjazd w dół i nawrót. Od skrzyżowania do nawrotu ciężko ustalić nawierzchnię. Taka polna droga, ale mocno zarośnięta i ledwo widoczna. Powrót do skrzyżowania, prosto na kawałek piaszczystego terenu, nawrót, do skrzyżowania, na nim ostro w prawo na drogę z chopą do mety. Pstryknęliśmy kilka fotek i po jakimś czasie udaliśmy się na kolejny odcinek.
Wystarczyło przejść przez pole ścieżką wzdłuż torów kolejowych i w 5 min. byliśmy na miejscu. Gdyby nie było lasu na skraju tego pola to z bunkra byłaby widoczna ostatnia prosta drugiej próby. 🙂 Ta była ustawiona na asfaltowej drodze dojazdowej do oczyszczalni ścieków więc zapaszki były tutaj ciekawe. 😉 Dość szybki odcinek. Start, kilka metrów i w prawo, prosta, około 350-400m, w lewo, kilka metrów i nawrót. Przed zakrętami szykany i w połowie prostej slalom z 3 pachołków. Dodatkowo od startu prawie do końca długiej prostej droga jest lekko z górki. Cała trasa asfaltowa, więc samochody jeździły na tym odcinku dość płynnie i szybko. Bez zbędnych poślizgów, jazdy bokiem czy tym podobne.
Około południa skończyło nam się picie i postanowiliśmy przejść na ul. Żelazną zahaczając o jakiś sklep. Za przejazdem kolejowym to już odludzie, ale udało nam się znaleźć spożywczy w jednym z niszczejących budynków po „Wistomie”. Było widać, że w sklepie czas się zatrzymał, jest mało odwiedzany a sprzedawca się nudzi. Facet był lekko wcięty. Pewnie nudzi się w pracy i dlatego trinkuje. 😉
Na Żelaznej super. Szybka jazda, ostre skoki i ogólnie trasa widowiskowa, choć trochę niebezpieczna. Trzeba szepnąć słówko organizatorom, że na tej próbie, potrzebne są ze 2-3 dodatkowe osoby, które trochę pokierują mniej rozważnymi kibicami. Tego dnia była mała grupa ludzi mądrych inaczej. Stali w jednym z najniebezpieczniejszych miejsc moim zdaniem, na wyjściu z chopy! Drobny błąd kierowcy czy cokolwiek innego i kibiców trzeba będzie zeskrobywać żyletkami z betonowego muru. Z tego miejsca nawet nie ma gdzie uciekać. Zresztą i tak nawet się nie zdąży.
Na Żelaznej byliśmy dość krótko. Około 1330 we trzech wybraliśmy się na Białą Górę a czwarty koleś musiał już wracać do domu. Na Białej Górze fajnie jak zwykle. Duże prędkości, jazda bokami, tumany kurzu. Była też chwila grozy i niepewności. Zasuwa duży Fiat, znika za zakrętem, słychać go słychać i nagle cisza. Coś się stało? Za chwile w radiu ratownika PCK odzywa się sygnał alarmowy! W głowie najgorsze myśli. Biegniemy z pomocą. Nim dobiegliśmy do zakrętu ratownik dowiaduje się przez radio, że nic się nie stało, w nic nie uderzył, wypadł tylko z trasy, ale już jedzie dalej. Mamy zejść z jezdni. Ufff! Co za ulga. Od wypadku w zimowej edycji rajdu jestem jakiś przewrażliwiony. Mimo, że większości startujących załóg nie znam to martwię się o nich. Z groźnie wyglądających sytuacji były jeszcze dwie. Na prostej, podczas powrotu, auto chyba złapało pobocze, obróciło je lekko i bokiem ryło ziemię poza jezdnią, potem go obróciło na drugi bok, ale kierowcy udało się opanować sytuację. W tym samym miejscu, w podobny sposób przejechał się inny kierowca. On miał trochę gorzej, bo wpadł głębiej na pobocze i samochód zawiesił się na muldach piachu. Kibice pomogli zepchnąć auto na drogę.
Zabawiliśmy tutaj do 1630. Ponieważ głód dawał o sobie już mocno znać, „klisza” w aparacie się skończyła, postanowiliśmy wrócić do domu. Niestety na rozdaniu nagród nie byłem, bo musiałem iść do pracy. Szkoda. Ogólnie to było fajnie, podobało mi się, dzień szybko minął, było na co popatrzeć. Tych, co jeszcze nigdy nie byli na takiej imprezie, zapraszam, bo warto. Takie atrakcje nie zdarzają się na co dzień w naszym mieście. 🙂